„Sąd stwierdza, że Wiesław Kiełbowicz złożył niezgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne” – orzekł w
piątek sędzia Grzegorz Karziewicz, przewodniczący składu
sędziowskiego Sądu Lustracyjnego. To dziesiąty taki wyrok sądu i
zarazem pierwszy wobec polityka AWS. W. Kiełbowicz jest posłem.
Uzasadniając orzeczenie sędzia powiedział, że dokument, który –
jak to nazwał – „ma cechy” zobowiązania do współpracy z
nieujawnioną służbą specjalną PRL, został podpisany
„najprawdopodobniej” przez Kiełbowicza. Powołał się na tak
brzmiącą opinię biegłych z dziedziny grafometrii, którzy zarazem
jednoznacznie stwierdzili, że sam dokument sporządził poseł.
Podkreślił, że ten dokument „ma cechy dokumentu autentycznego”.
Sędzia Karziewicz ujawnił, że przesłuchany świadek – którego
określił jako „funkcjonariusza prowadzącego” – zaprzeczył, aby
odbierał takie oświadczenie od Kiełbowicza, a dokumenty z akt
sprawy (swoje notatki) sporządzał na podstawie informacji nie od
Kiełbowicza, lecz innych osób. Także Kiełbowicz zaprzeczał, by
był agentem i kwestionował, że był autorem dokumentu i podpisu.
„Po przeanalizowaniu całości materiału dowodowego sąd doszedł do
przekonania, że nie można dać wiary lustrowanemu i świadkowi” –
oświadczył sędzia Karziewicz w swym lakonicznym uzasadnieniu.
Powołał się na „zbieżność szeregu zdarzeń ujmowanych w notatkach
sporządzanych przez świadka”.
46-letni Kiełbowicz zapowiedział apelację od tego
nieprawomocnego jeszcze wyroku, który nazwal niezrozumiałym.
Poseł zapewnił, że nigdy nie był agentem i niczego nie
podpisywał, a to, co jest w aktach sprawy, to „fikcja literacka
tamtych czasów”. Ujawnił, że sprawa dotyczy okresu 1980-1981,
gdy był zatrudniony na kierowniczym stanowisku w zakładzie
wókien chemicznych w Jeleniej Górze, który był „pod specjalnym
nadzorem”. Musiał się tam wtedy kontaktować z oficerem SB od
spraw gospodarczych.
Obrońca Kiełbowicza mec. Janusz Hoszowski zwrócił uwagę
na sformułowanie sądu, że podpis pod dokumentem pochodzi
„najprawdopodobniej” od jego klienta. „Najprawdopodobniej – to
nie jest prawda” – powiedział adwokat, podkreślając, że biegli
nie przesądzili, czy rzeczywiście jest to podpis Kiełbowicza.
Według mecenasa, ta wątpliwość powinna być rozstrzygnięta przez
sąd na korzyść jego klienta.