Prezes Medycznego Centrum Konsumenta, dr Zbigniew Hałat uważa, że producenci żywności w Polsce lekceważą obowiązek informowania konsumenta, że dany produkt spożywczy zawiera organizmy genetycznie zmodyfikowane. We wtorek o problemach związanych z obrotem żywnością zawierającą organizmy genetycznie zmodyfikowane dyskutowali w Państwowym Zakładzie Higieny naukowcy i przedstawiciele organizacji konsumenckich.
Według Jana Kaliszewskiego ze Stowarzyszenia Ochrony Zdrowia Konsumentów we współczesnym przemyśle spożywczym metody inżynierii genetycznej stosowane są przy produkcji preparatów enzymatycznych, np. podpuszczki używanej w produkcji serów dojrzewających. Także w produkcji jogurtów, kefirów i maślanki wykorzystywane są modyfikowane genetycznie szczepy bakterii kwasu mlekowego.
Z kolei preparaty białka sojowego są używane do produkcji ok. 60 proc. wszystkich wędzonek i kiełbas w Polsce. „Na życzenie odbiorców – zakładów mięsnych i drobiarskich – wydania certyfikatu, że sprzedawany preparat białka sojowego nie pochodzi z soi genetycznie modyfikowanej, czołowi dystrybutorzy tych preparatów odpowiadają, że nie mogą wydać takiego certyfikatu, gdyż sami nie wiedzą, jakim surowcem dysponują” – powiedział Kaliszewski.
Według Państwowej Inspekcji Handlowej na żadnych produktach żywnościowych nie ma oznaczeń informujących o zawartości organizmów genetycznie zmodyfikowanych – mówił Bogumił Ciaś z PIH.
Małgorzata Woźniak z Ministerstwa Ochrony Środowiska zapewniła, że za pół roku produkty żywnościowe będą musiały być opatrzone etykietą z informacją, czy do wytworzenia produktu użyto organizmów genetycznie zmodyfikowanych. Wtedy bowiem zacznie obowiązywać rozporządzenie dotyczące żywności transgenicznej. Woźniak dodała, że za ok. trzy lata wejdzie w życie ustawa dotycząca tego problemu.