Do 21 grudnia odroczono we wtorek proces w sprawie katastrofy samolotu „Iskra”, w której zginęło dwóch pilotów. Wniósł o to jeden z oskarżonych oficerów wojsk lotniczych mjr Jacek Sz., który chce mieć obrońcę z wyboru.
„Aby zachować prawo oskarżonego do obrony, decyzja nie może być inna” – oświadczył przewodniczący trzyosobowego składu Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie Sławomir Puczyłowski. Do 21 grudnia obrońca Jacka Sz. ma się zapoznać z aktami sprawy.
Do katastrofy doszło 11 listopada 1998 r. podczas obchodów Święta Niepodległości. „Iskra” rozbiła się lecąc w bardzo złych warunkach atmosferycznych na zwiad pogodowy przed defiladą lotniczą nad pl. Piłsudskiego. Mimo to nad miastem przeleciały wtedy na bardzo małej wysokości inne samoloty wojskowe.
W procesie odpowiadają b. zastępca dowódcy wojsk lotniczych gen. Mieczysław W. (który według prokuratury wojskowej wydawał decyzje o lotach); płk Jakub M. (dowódca zgrupowania lotniczego w Mińsku Maz.) oraz mjr Jacek Sz. (kierownik lotów). Zarzucono im nieumyślne spowodowanie katastrofy przez umyślne przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków. Podsądnym, którzy odpowiadają z wolnej stopy, grozi do 10 lat więzienia.
Według aktu oskarżenia, „Iskrę” bezpodstawnie wysłano na rozpoznanie pogody, bo już wcześniej rozpoznały ją „MiG-29” i śmigłowiec. Zdaniem prokuratury, do misji „Iskry”, która nie miała odpowiednich urządzeń do lotu w złych warunkach, doszło wbrew regulaminom lotów i wcześniejszym wytycznym samego gen. W.
Gen. W. odpiera zarzuty, a odpowiedzialnością obciąża b. dowódcę wojsk lotniczych gen. Kazimierza Dzioka oraz współoskarżonych. Sam Dziok nie stanął przed sądem. Prokuratura umorzyła śledztwo wobec niego. Uznała bowiem, że nie można mówić, by naruszył on obowiązki lub nie dopełnił ich, przekazując na 11 listopada dowodzenie gen. W., gdyż miało to „znikomą szkodliwość społeczną”. Nie zgadzają się z tym wdowy po pilotach, które odwołały się do min. Hanny Suchockiej.